Szczegółową relację z tych wydarzeń wraz z listą zagrabionych obrazów spisał Jan Morawiński, kustosz Muzeum Narodowego w Warszawie, oddelegowany przez Stanisława Lorentza do nadzorowania i opieki nad zbiorami pałacu w Wilanowie – już wtedy poważnie uszczuplonymi przez stacjonujące wcześniej w pałacu wojska niemieckie i węgierskie.
„Dnia 30 października 1944 r. o godzinie 11 zajechał pod nadleśnictwo w Chojnowie goniec na motocyklu, który, znalazłszy mnie, oświadczył, że otrzymał rozkaz przewiezienia mnie do sztabu 337 Volks-Granadier-Division. Pojechaliśmy tam, zostałem przyjęty przez drugiego oficera sztabu kpt. Pressera w Abt. Ib. Ten oświadczył mi, iż w porozumieniu z drem Schellenbergiem postanowiona została ewakuacja rzeczy muzealnych pozostałych jeszcze na miejscu w Wilanowie, a mianowicie wyboru obrazów z galerii oraz dwu pozostałych jeszcze foteli orzechowych krytych gobelinem. Do tego celu w dniu 31 października podstawione będą od rana trzy wagony kryte kolejki wilanowskiej na stacji w Wilanowie, do których załadować należy wszystkie wymienione przedmioty oraz ponadto skrzynie stojące w piwnicy, a zawierające obiekty sztuki zdobniczej, o ile będzie jeszcze na to miejsce. Załadowując owe trzy wagony, należy mieć na uwadze, że będą one przeładowane do jednego wagonu kolei normalnotorowej i zawartość ich musi się tam pomieścić. Wykonanie i nadzór nad tą pracą polecił kapitan Presser mnie jako kierownikowi dotychczasowemu Muzeum Wilanowskiego.
Następnego więc dnia rano (31 paźdz.) udałem się do Wilanowa, przejeżdżając rowerem przez teren gęsto obstrzeliwany przez artylerię radziecką. Na miejscu w Wilanowie zastałem już partię 20 Polaków przypadkowo zatrzymanych do pracy przy wynoszeniu obrazów z piwnicy i do załadowania ich na wagon. (…) Do godz. 2 pp. Musiałem być gotowy, o tej bowiem godzinie miała przyjść z Piaseczna lokomotywa celem przeciągnięcia wagonów z Wilanowa na stację kolei normalnotorowej w Piasecznie. Na skutek tego nie mogłem dokonać selekcji obrazów w myśl powziętego planu, tak jak zamyśliłem, ani też dokonać spisu tak dokładnego, jak być powinien. (…) Obrazy transportowane były w najbardziej prymitywnych warunkach. Przenoszone z piwnicy na zewnątrz przez przypadkowo zabranych i pracujących pod przymusem ludzi niefachowych i niechętnych, przewożone do wagonu kolejki zwykłym wozem taborowym, ustawiane w wagonach przez tych samych ludzi, całkowicie bez opakowania, narażone były ustawicznie na uszkodzenia, co też niejeden obraz spotkało (Jordaens). W wagonie kolei normalnotorowej udało mi się zrobić znakomitą inwestycję w postaci słomy, którą przeładowujący obrazy żołnierze ukradli do spółki ze mną ze stojących opodal wagonów z kartoflami. (…) Wagon, do którego przeładowaliśmy obrazy, nosił numer: Z. 1.23179 Gu. Przeznaczenie transportu: do Schweidnitz, gdzie miano wyładować wagon.”
Sporządzona przez Jana Morawińskiego lista (w pośpiechu i dosłownie na kolanie), zawierała spis 137 obrazów, ich krótkich, ograniczających się do tytułów opisów oraz numerów inwentarzowych. Pod numerem porządkowym 116 znajdował się Portret dziecka (nr inw. 85). Ten niewielkich rozmiarów obrazek (olej na desce 39 x 32 cm) – w inwentarzach zbiorów wilanowskich notowany jest od poł. XIX w. i występuje pod tytułem Dziecko z winogronami jako dzieło Jean-Baptiste Greuze’a lub jego naśladowcy. Jak czytamy w pochodzących z tego okresu przewodnikach i opisach poświęconych rezydencji wilanowskiej, dostał się tam ze zbiorów Czackich.
Czy transport z Wilanowa dojechał na miejsce przeznaczenia? Zapewne tak. Natomiast to co się działo dalej z jego zawartością pozostaje tajemnicą.
Świdnica była jedną ze składnic zlokalizowanych na Dolnym Śląsku, do której pod koniec wojny trafiały zrabowane przez Niemców na terenie Generalnego Gubernatorstwa dobra kultury – głównie zbiory z Warszawy. Wiadomo, że część dzieł sztuki pochodzących z Wilanowa, które znajdowały się w Świdnicy zostało przejętych przez tzw. trofiejne otriady wojsk radzieckich i wywiezionych do Moskwy. Co prawda po wojnie w ramach przeprowadzonej akcji rewindykacyjnej ZSRR zwróciło Polsce kilkanaście tysięcy obiektów, w tym niektóre należące do zbiorów wilanowskich, lecz zapewne wiele z nich wciąż znajduje się w magazynach rosyjskich muzeów. Wiemy także, że wiele składnic zostało splądrowanych przez czerwonoarmistów i okoliczną ludność. Można się domyślać, że zrabowane w nich dobra kultury przez lata „zasilały” rynek antykwaryczny i aukcyjny w Europie. Czy taki właśnie los spotkał portret Dziewczynki z winogronami? Wydaje się to bardzo prawdopodobne.
W czerwcu 2012 r. w Wiedniu, dom aukcyjny Dorotheum wystawił na aukcji łudząco podobny do wilanowskiego portret dziewczynki, jako dzieło naśladowcy Jean-Baptiste Greuze’a. Obraz został sprzedany za 2750 Euro. Cztery lata później, w marcu 2016 r. ten sam obraz trafił do Paryża, do domu aukcyjnego Thierry de Maigret. Tym razem z atrybucją Jeanne-Philiberte Ledoux. Sprzedano go po raz drugi. W marcu 2018 r., również w Paryżu, obraz Dziewczynka z winogronami jako dzieło autorstwa Jeanne-Philiberte Ledoux sprzedano po raz trzeci, tym razem przez dom aukcyjny Tajan SA.
To, że obraz jest polską stratą wojenną nie ma wątpliwości. Pomimo drobnych różnic, które mogą być wynikiem konserwacji i przemalowań, porównanie fotografii obrazu z aukcji, z jego dokumentacją archiwalną przemawia za tezą, że obraz pochodzi z Wilanowa. Chciałoby się też powiedzieć, do trzech razy sztuka! Chociaż w tym przypadku brzmi to wyjątkowo przewrotnie i ponuro. Zapewne pojawią się pytania, co dalej z obrazem i dlaczego tak się stało, że portret Dziewczynki z winogronami trzykrotnie niezauważony przewinął się przez europejski rynek aukcyjny. Na razie pozostawiam je bez odpowiedzi. Ale postaram się o nie i o płynące z nich wnioski na koniec cyklu Zrabowane i Sprzedane.